Bruno z Kwerfurtu

Andrzej Pleszczyński

Pod koniec zimy 1009 roku – 14 lutego albo 9 marca – gdzieś na pograniczu Polski, Litwy, Prus i Rusi zginął z rąk pogan człowiek niezwykły. Znali go cesarze: Otto III i Henryk II, papieże: Sylwester II i Jan XVII, przyjaźnił się z nim Bolesław Chrobry. Bywał na dworze księcia ruskiego Włodzimierza Wielkiego, a podobno także na dworze króla węgierskiego Stefana I Świętego.

Św. Wojciech przybywa z misją chrystianizacyjną do Prusów, kwatera z drzwi gnieźnieńskich.
Kilka lat po męczeńskiej śmierci św. Wojciecha jego drogą podąży Bruno z Kwerfurtu, fot. Wojciech Kalwat

Bruno z Kwerfurtu oddał życie za sprawę, w którą głęboko wierzył. Tę wiarę dokumentują jego dzieła pisarskie, a zwłaszcza słynny list do Henryka II, który był manifestem antywojennym, mającym nakłonić niemieckiego króla do zaprzestania walki z Bolesławem Chrobrym i zwrócenia się przeciw poganom. Bruno propagował idee pokoju pomiędzy chrześcijanami. Chciał, by państwa chrześcijańskie pozostawały w zależności od cesarza rzymskiego, ale przy zachowaniu szerokiej autonomii. W ten sposób powstałaby w obrębie Imperium Christianum swoista konfederacja krajów połączonych ideami braterstwa i poszanowania odrębności oraz wzajemnej pomocy przeciw wrogom zewnętrznym.
Był marzycielem, ale nie można mu odmówić konsekwencji i poświęcenia w realizacji swych poglądów. Jego działalność i myśli ujawniane w pracach literackich wpisują się w koncepcje pojawiające się od dawna w elitach chrześcijaństwa zachodnioeuropejskiego. Prócz wspomnianych wyżej trzeba wymienić nakaz ewangelizacji pogan, któremu pod koniec pierwszego tysiąclecia patronowały wielkie autorytety: cesarz Otto III oraz papieże – Grzegorz V, a później Sylwester II. Brunona mocno inspirowały także koncepcje religijne północnowłoskiego ruchu eremickiego stworzonego przez świętego Romualda z Camaldoli. Jednak największy wpływ wywarł na niego Wojciech Sławnikowic, dawny biskup Pragi i męczennik zabity przez Prusów w 997 roku.

Zapatrzony w biskupa Wojciecha
Urodzony ok. 974 roku w Kwerfurcie na przedgórzu Harzu, pochodzący ze średnio zamożnego rodu saskiego Bruno mógł spotkać Wojciecha w Magdeburgu, w szkole archikatedralnej, do której wstąpił w 981 roku, mniej więcej wtedy, gdy Sławnikowic ją opuszczał. Jako uczeń tych samych nauczycieli Bruno musiał słyszeć o losach starszego kolegi: o objęciu przez niego godności ordynariusza diecezji i o jego żarliwości religijnej. Sława Wojciecha musiała dotrzeć do Magdeburga, tym bardziej, że opuszczenie przezeń Pragi (988) po konflikcie z elitami czeskimi było ewenementem.
Wojciechowi sprzyjała regentka Teofano. Jej syn, młodociany król niemiecki Otto III, był pod wielkim wrażeniem jego gorącej wiary. Sławnikowic miał po swojej stronie także papieża, któremu przedstawił powody wyjazdu ze stolicy Czech i chęć zrzeczenia się godności biskupiej. Sprzeciwił się jednak temu jego bezpośredni zwierzchnik, arcybiskup moguncki Willigis. Rozgoryczony Wojciech wyruszył w pielgrzymkę do Jerozolimy. Dotarł jedynie do Monte Cassino. Za namową słynnego greckiego eremity św. Nila wrócił do Rzymu i przystąpił do wspólnoty benedyktyńskiej św. Bonifacego i Aleksego osiadłej na wzgórzu awentyńskim. Klasztor ten później stał się na pewien czas domem także dla Brunona.
Niedługo cieszył się Wojciech spokojem mniszego życia. Książę czeski pomimo konfliktu skierował do Willigisa, cesarzowej i papieża poselstwa z prośbą o powrót biskupa do kraju. Tak się stało. Uważa się, że w trakcie drugiego pontyfikatu w Pradze (992­–994) Wojciech ewangelizował Węgrów i nawiązał kontakty z księ-ciem Vaikiem, którego miał ochrzcić. Ów władca przeszedł do historii jako król Stefan I. Obecności Wojciecha na jego dworze nie da się potwierdzić. Faktem jest jednak, że w 996 roku jeden z kapelanów Sławnikowica Astryk-Anastazy został opatem klasztoru w Pécsvárad, w 1000 roku przywiózł Stefanowi z Rzymu koronę królewską, wkrótce zaś został węgierskim arcybiskupem.
Wojciech mógł przemierzać Węgry w trakcie swojego drugiego wyjazdu z ojczyzny w 994 roku. Przyzwyczajony do wyidealizowanej duchowości ordynariusz nie mógł ponoć znieść zwyczajów panujących w Pradze. Jego żywoty nie wspominają o polityce, a źródeł konfliktów upatrują w sferze obyczajowo-religijnej: biskup miał się sprzeciwiać zabiciu niewiernej żony, zabraniał też sprzedawania kupcom żydowskim niewolników chrześcijańskich, których pędzono później do krajów muzułmańskich. Faktem jest jednak, że wkrótce po wyjeździe biskupa, we wrześniu 995 roku, stronnicy księcia czeskiego Bolesława II napadli na Libice, siedzibę Sławnikowiców, i zabili braci biskupa.
Pogmatwane losy Wojciecha Sławnikowica w znacznym stopniu znane są z jego biografii napisanej przez Brunona (Ży-wot św. Wojciecha w dwóch wersjach: krótszej i dłuższej). Bruno zresztą sam podążył drogą swego bohatera. Teksty przyszłego misjonarza Bałtów zostały wprawdzie oparte na najstarszej wersji żywota św. Wojciecha, przypisywanej mnichowi awentyńskiemu Janowi Kanapariuszowi, ale jest w nich wiele wiadomości oryginalnych. Oznacza to, że Bruno zbierał informacje o Sławnikowicu, był nim zafascynowany.
Sławnikowic znów prosił przełożonych o zwolnienie z obowiązków ordynariusza praskiego. Na decyzję oczekiwał w klasztorze na Awentynie. Jego losy miał rozstrzygnąć synod zwołany do Rzymu w maju 996 roku. Zjawił się tam Otto III, który po śmierci papieża Jana XV wyznaczył na jego następcę swojego kapelana Brunona, syna księcia Karyntii. Ten, już jako Grzegorz V, koronował Ottona na cesarza w bazylice watykańskiej. Na decyzję hierarchów w sprawie Wojciecha największy wpływ miało wystąpienie Willigisa, który zażądał przestrzegania prawa kościelnego i bezwzględnego powrotu do Pragi. Ostrość wyroku łagodziła jednak klauzula dodana przez Grzegorza V, wedle której w razie sprzeciwu czeskiego władcy będzie wolno biskupowi udać się w misję do pogan.
Oczekując na decyzję Bolesława II, Wojciech pielgrzymował do sanktuariów francuskich: św. Marcina w Tours, św. Benedykta we Fleury i św. Dionizego w Saint-Denis. Po drodze zatrzymał się na dworze cesarskim. Ottonowi podobał się ów człowiek, jak on sam przejęty mistyką zbliżającego się milenium. Podobno Wojciecha spotkał honor odprawiania w obecności cesarza mszy wielkanocnej w kaplicy pałacowej w Akwizgranie, dopełnionej ukoronowaniem władcy. Na dworze zapewne obserwował go i podziwiał ówczesny kapelan cesarski Bruno z Kwerfurtu.

Tragiczna misja do Prusów
Jesienią 996 roku Wojciech otrzymał list z Pragi – Bolesław II odmówił mu zgody na powrót do kraju. W tej sytuacji pozostała mu jedynie misja. Decyzja, gdzie się udać, była w gruncie rzeczy oczywista: u polskiego władcy Bolesława Chrobrego przebywał jego brat Sobiesław, książę libicki, ocalały z rzezi w 995 roku dzięki temu, że posiłkował armię Ottona III w wyprawie na Połabie. Polska sąsiadowała też z obszarami pogańskimi, gdzie można było wykonać zadania przypisane przez papieża. Bolesław Chrobry wspierał ludzi Kościoła i był też – co podkreślał nawet wrogi mu Thietmar – człowiekiem pobożnym.
W Polsce zdecydowano, by wysłać misjonarza nie do Luciców, ale do Prusów. Powodem zaniechania misji połabskiej było prawdopodobnie wznowienie na początku wiosny 997 roku wojny sasko–słowiańskiej. Wysłanie w takich okolicznościach Wojciecha za Odrę równałoby się wydaniu nań wyroku śmierci.
Z Gdańska pod koniec zimy albo wczesną wiosną 997 roku misjonarz – w towarzystwie brata Radzima-Gaudentego oraz prezbitera Bogusza-Benedykta, eskortowany początkowo przez 30 wojowników – wypłynął łodzią na wschód. Nie wiadomo, gdzie trafili misjonarze: czy na Sambię, czy raczej do Pomezanii (w okolice dzisiejszego Elbląga). Teren misji niewątpliwie był połączony szlakiem handlowym z ziemiami podległymi władzy Chrobrego. Żywoty wspominają o wystąpieniu św. Wojciecha na targowisku. Zwykle w takim miejscu tolerowano obcych, bronił ich obyczaj gościnności. Zwołany jednak specjalnie dla przybyszów wiec miejscowej ludności nakazał misjonarzom pod groźbą śmierci opuszczenie terytorium wspólnoty. Powoływano się na to, że głoszą oni wiarę, której nie tolerują bogowie. Misjonarze zastosowali się do tego nakazu, jednak po kilku dniach wędrówki,23 kwietnia, odprawili mszę w świętym dla miejscowej ludności gaju. Schwytali ich strażnicy pod przywództwem kapłana o imieniu Sicco, którego brata mieli w walce zabić Polacy. Sicco zadał Wojciechowi cios włócznią w serce, następnie obcięto zabitemu głowę, którą nabito na pal. Towarzyszy św. Wojciecha oszczędzono i odesłano do Polski.
Bolesław Chrobry wykupił ciało św. Wojciecha. Akt ten nie był jednak, jak czasami się uważa, świadectwem wielkiej roztropności władcy, który już wtedy chciał – pozyskując relikwie – powołać w Gnieźnie metropolię kościelną. Myślenie takie zakłada niemal proroczą dalekowzroczność polskiego władcy oraz cyniczne motywy jego działań. W owym czasie rzeczą powszechną było, że zwierzchnik (senior) wykupywał ciała swoich ludzi, by je honorowo pochować. Gdyby książę nie zadbał o zwłoki swojego misjonarza, okryłby się hańbą, stracił zaufanie poddanych oraz zagranicznych przyjaciół i sojuszników, a wrogom dałby okazję do szyderstw.
Po męczeństwie św. Wojciecha nastąpiło zbliżenie polityczne Bolesława z Ottonem III; cesarz przybył do Gniezna, do grobu podziwianego przez siebie człowieka. Brat świętego został arcybiskupem świeżo utworzonej metropolii. Części ciała św. Wojciecha, podarowane cesarzowi, uświetniły kościoły w Rzymie, Akwizgranie, Leodium i Ostrzyhomiu.

Eremici w państwie Bolesława Chrobrego
Bruno z Kwerfurtu nie brał udziału w cesarskiej wyprawie do Polski. Gdy dotarła do niego wiadomość o śmierci św. Wojciecha, porzucił karierę dworską i w 998 roku osiadł w dawnym klasztorze zabitego na rzymskim Awentynie. Wkrótce jednak żarliwa pobożność skłoniła go do przyłączenia się do wspólnoty o dużo ostrzejszej regule, a co ważniejsze − przygotowanej z myślą o działalności misyjnej. W 1001 roku Bruno znalazł się wśród eremitów w Pereum koło Rawenny, zgromadzonych tam przez św. Romualda.
W tym mniej więcej czasie nienazwany z imienia syn Bolesława Chrobrego – jak dowiadujemy się z żywota św. Romualda – również stał się konfratrem w Pereum. Sam Otto III przez pewien czas tam przebywał i dla powstającego klasztoru ufundował kościół pod wezwaniem św. Wojciecha. Wezwanie to nie było przypadkowe – wspólnota eremicka szykowała się do misji ewangelizacyjnej na północy.
Niedługo przed śmiercią Otto III osobiście wybrał ze wspólnoty w Pereum mnichów, których wysłano do Polski. Przedsięwzięciu przewodził Bruno. Plany cesarza natrafiły na opór Romualda, któremu nie w smak było pozbywać się najlepszych uczniów. Oburzyło go też to, że podwładni bez jego wiedzy kontaktowali się z władcą i przystali na jego propozycje. Romuald ponoć kazał wychłostać publicznie Brunona, który przekazał mu życzenia Ottona. Tak samo ukarani zostali Benedykt i Jan, mnisi, którzy wyrazili chęć opuszczenia eremu. Dopiero interwencja cesarza sprawiła, że Romuald pozwolił uczniom opuścić Pereum.
Benedykt i Jan oraz, być może, jacyś inni eremici – źródła nie precyzują, ilu zakonników udało się wtedy do Polski – osiedli w Międzyrzeczu, przy granicach pogańskich Luciców i Pomorzan. Podobnie jak początkowo św. Wojciech chcieli nawracać Słowian połabskich.
Aby misja otrzymała odpowiednie umocowanie prawne, cesarz polecił Brunonowi wystarać się u papieża o paliusz (oznakę godności biskupiej) oraz o pozwolenie na działalność ewangelizacyjną na ziemiach formalnie należących do archidiecezji magdeburskiej. W 1002 roku Bruno otrzymał paliusz, ale dopiero dwa lata później uzyskał święcenia biskupie w Magdeburgu. Nie przydzielono mu jednak diecezji – być może miała ona w przyszłości objąć obszary zamieszkane przez ludność nawróconą przez eremitów.
Tymczasem w Międzyrzeczu doszło do tragedii – rabusie, podnieceni wiadomościami o pieniądzach rzekomo podarowanych przez księcia, wtargnęli do eremu i zabili zakonników. Wstrząśnięty śmiercią przyjaciół Bruno napisał o nich utwór znany jako Żywot pięciu braci polskich.
Ponieważ pomiędzy Henrykiem II a Bolesławem Chrobrym wybuchła wojna, Bruno nie mógł się udać do Polski. Celem jego działalności misyjnej stały się Węgry, a następnie ok. 1007 roku skierował się do Pieczyngów nad Morze Czarne. Misja powiodła się dzięki wsparciu księcia kijowskiego Włodzimierza: Bruno nawrócił część koczowników i wyświęcił dla nich biskupa.

Pierwszy misjonarz Litwinów?
W 1008 roku Bruno pierwszy raz zjawił się w Polsce (niekiedy twierdzi się, że był w niej już w 1005 roku i może też w 1007 roku). Trwała wówczas wojna z Henrykiem II, ale nie było walk. Misjonarz chciał uzyskać trwały pokój i wysłał do niemieckiego władcy list-manifest, w którym napisał: Jeśliby ktoś […] powiedział, że do tego księcia [tj. Bolesława Chrobrego] odnoszę się z uczuciem wierności i serdecznej przyjaźni, prawda to. Rzeczywiście kocham go jak duszę moją i więcej niż życie moje.
Polski władca był filarem idei chrystianizacji pogan Europy Środkowej i poddania regionu wpływom Imperium Christianum, koncepcji skonstruowanej jeszcze na dworze Ottona III. Bolesław tej idei sprzyjał, a dla Brunona była ona sensem życia. Gdy zatem misjonarz nie doczekał się od Henryka II odpowiedzi na swój list, zdecydował się na wyprawę skrajnie niebezpieczną. W istocie jego ostatni utwór był pożegnaniem ze światem i z Henrykiem II, który przecież był jego seniorem.
Przed nastaniem wiosny, gdy mokradła odgradzające Polskę od terytoriów ludów bałtyjskich były zamarznięte, misjonarz udał się wraz z 18 towarzyszami do pogan. Wobec nieprecyzyjnych relacji trudno ustalić, jaką drogą szedł oraz gdzie było miejsce jego kaźni. Wiadomo jedynie, że początkowo – jak relacjonował Wipert, jedyny ocalały uczestnik wyprawy – odniósł sukces: ochrzcił naczelnika plemiennego Nethimera wraz z 300 jego ludźmi. Później jednak inny lokalny przywódca kazał ściąć Brunona, a jego towarzyszy powiesić. Oszczędzono tylko Wiperta, którego oślepiono. Ciała niepogrzebanych męczenników wykupił Bolesław Chrobry.
Tak dokonał się los drugiego męczennika zabitego przez Bałtów, być może pierwszego misjonarza Litwinów. Jego dążenie do konwersji ludów bałtyckich okazało się przedwczesne. Można zarzucić Brunonowi oderwanie od rzeczywistości, zbytni idealizm, pamiętajmy jednak, że (trywializując powiedzenie Karola Marksa) to idee i ofiarność ich realizatorów tworzą rzeczywistość, choć czasami dużo czasu upływa między śmiercią idealistów a spełnieniem ich marzeń.

Andrzej Pleszczyński
Polski historyk, profesor Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie, zajmuje się dziejami wczesnego średniowiecza.

One thought on “Bruno z Kwerfurtu

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: