Darius Baronas
przeł. Bartłomiej Kowal
Wielki książę litewski Giedymin (1316−1341) był twórcą potęgi Litwy, znacznie rozszerzył jej terytorium na wschodzie i otworzył Wielkiemu Księstwu drogę do świata zachodniego chrześcijaństwa. To on uczynił Wilno stolicą; jego zasługi dla tego miasta przetrwały w pamięci zbiorowej, a szesnastowieczni kronikarze Wielkiego Księstwa Litewskiego przyznali mu nawet zasługę założenia Wilna. W czasach nowożytnych zaktualizowana wersja tej opowieści stała się elementem pamięci kulturowej nowoczesnego narodu litewskiego. Giedymin jawi się jako poważny mąż stanu, troszczący się o dobrobyt swojego kraju i jego mieszkańców. Czy jest to wersja prawdziwa, czy tylko legendarna?

Najbardziej widocznym przejawem polityki zagranicznej władców Litwy w XIV wieku był wzrost terytorialny państwa. W ciągu krótkiego czasu – jednego stulecia − stosunkowo niewielkie państwo (na jego rdzennych ziemiach mieszkało nie więcej niż 200 tys. ludzi) rozrosło się dziesięciokrotnie: sięgnęło Pskowa, Nowogrodu Wielkiego oraz ziem moskiewskich na północy i wschodzie, stepów kontrolowanych przez Tatarów na południowym wschodzie oraz granic Węgier i Polski na zachodzie. Skala ekspansji zadziwia tym bardziej, że odbywała się ona w cieniu wojny z zakonem krzyżackim. Mimo to okoliczności były sprzyjające: polityczne rozbicie księstw ruskich i ograniczone zainteresowanie Złotej Ordy dalekim północnym zachodem. Jednak prawdziwą siłą napędową ekspansji były ambicje nowej dynastii, którą później zwykło się nazywać Giedyminowiczami. W przeciwieństwie do swego brata Witenesa, który miał prawdopodobnie tylko jednego syna, Giedymin spłodził całą gromadkę potomstwa: siedmiu synów i przynajmniej pięć córek. Wszystkim trzeba było zapewnić przyszłość godną książąt i księżniczek. Córkom wystarczał jednorazowy posag w chwili zamążpójścia za władców z Polski czy Rusi; raz wydane za mąż, nie przysparzały już ojcu większych trosk. Wychowane w luźniejszej atmosferze wileńskiego dworu, mogły, jak np. wydana w 1325 roku za Kazimierza, następcę polskiego tronu, księżniczka Aldona, budzić obawy surowych stróżów moralności, jednak Giedymina to już nie obchodziło. Inaczej było z synami, którym trzeba było zapewnić stały dochód, tym bardziej, że oczekiwano od nich współudziału w rodzinnym biznesie. Ponieważ kraj nie mógł zaspokoić potrzeb licznej rodziny, najdogodniejszą drogą była ekspansja na sąsiednie ziemie ruskie.
Ekspansja jako biznes rodzinny
Pierwsza próba zajęcia przez Giedymina księstwa brzeskiego (1316), przyszłej ziemi podlaskiej, nie powiodła się. Książęta halicko-wołyńscy Andrzej i Lew byli jeszcze wystarczająco silni, dlatego Giedymin wrócił tam dopiero ok. 1323 roku, gdy obaj książęta już nie żyli. Cierpliwe przenikanie na ziemie halicko-wołyńskie, do których pretendowali też Polacy i Węgrzy, było kolejną cechą polityki Giedymina. Za ten kierunek odpowiedzialny był syn Giedymina Lubart, który pojawił się na scenie dopiero po otruciu księcia halicko-wołyńskiego Bolesława Jerzego II Trojdenowica, mającego w swych żyłach krew polską, litewską i ruską. Bolesław Jerzy był akceptowany zarówno przez króla Polski Władysława Łokietka, jak i Giedymina; zresztą ożenił się z córką litewskiego księcia Eufemią w 1331 roku. Walki z polsko-litewsko-węgierskie o Wołyń i Halicz zaczną się dopiero po ich śmierci.
Nieco łatwiej przebiegała ekspansja w górnym dorzeczu Dźwiny. Ok. 1320 roku syn Giedymina Olgierd poślubił córkę ostatniego księcia witebskiego, a gdy teść zmarł, odziedziczył całe księstwo. Tak otworzyła się droga ku górnemu dorzeczu Wołgi. Jednak w 1335 roku po pierwszych starciach Litwinów z Rusinami z Moskwy, ekspansja w tym regionie zatrzymała się. Osiągnięto granicę, której nie opłacało się przekraczać. Można więc było się skupić na innych terenach. Nowe perspektywy ekspansji otworzyły się na odcinku kijowskim. Tu reprezentantem interesów Litwy Giedymina stał się jego brat Teodor, którego pobyt w Kijowie został poświadczony w czwartym dziesięcioleciu XIV wieku. Działał tam razem z tatarskim baskakiem, co wskazuje na to, iż umocnienie władzy litewskiego księcia w Kijowie było uzgodnione ze Złotą Ordą. Rozległe ziemie dzisiejszej Ukrainy były kondominium litewsko-tatarskim również za czasów następcy Giedymina, jego syna Olgierda (1345−1377).
Niełatwo ocenić stopień integracji ziem ruskich z państwem litewskim. Przede wszystkim problemem są tereny peryferyjne o statusie kondominium albo luźnego lenna. Takie współczesne określenia, jak „okupacja”, „aneksja” czy „integracja” są zupełnie nieadekwatne do opisu ówczesnych realiów. Za ziemie anektowane można uważać tereny, którymi rządzili książęta (niekoniecznie synowie lub krewni Giedymina) uznający zwierzchnictwo wielkiego księcia litewskiego, zgadzający się dzielić dochodami ze swoich włości oraz niemający możliwości lub po prostu chęci prowadzenia samodzielnej polityki. Pojęcie „przynależność terytorialna” także nie ma wiele wspólnego z rozumowaniem Giedymina i jego współczesnych. Wielkiemu księciu zależało na czymś bardziej namacalnym − dochodach dla siebie i swoich synów. Należałoby więc raczej spytać, czy dostrzegano różnicę polityczną między tym, że jego syn Narymunt otrzymywał dochody z Nowogrodu za świadczone tam usługi wojskowe (1333−1335), a tym, że z Połocka płynęły do niego fundusze z tytułu bycia tamtejszym księciem. Jeśli z Tatarami można było się porozumieć i wspólnie władać ziemiami dzisiejszej Ukrainy, to po co pytać, do kogo te ziemie mają należeć? Litwa czasów Giedymina (a także jego syna Olgierda) nie była państwem, którego władcom zależałoby na ziemiach jako czymś mierzalnym i ściśle określonym. W ich rozumieniu terytorium to przede wszystkim ludzie, którzy płacą daniny i nie przeszkadzają litewskim wojskom w przemieszczaniu się. Plemienny charakter państwa oddaje używany przez Giedymina tytuł – król Litwinów i wielu Rusinów. A tego, że był troskliwym ojcem, dowodzi podział państwa między synów, którego dokonał przed śmiercią.
Wilno – poligon eksperymentalny
Po zdławieniu powstania pruskiego w 1283 roku agresja zakonu krzyżackiego wobec Litwy znacznie wzrosła. Stało się to poważnym wyzwaniem dla dynastii panującej. Było oczywiste, że łupieżcze wyprawy do sąsiednich krajów nie sprzyjają stworzeniu stabilnej struktury społecznej i efektywnych sił zbrojnych. To właśnie potrzeby wojskowe nowej dynastii były podstawowym czynnikiem zmuszającym do prowadzenia nowej polityki wewnętrznej, pobudzającej rozwój gospodarczy. Brat Giedymina Witenes był jednym z ostatnich europejskich władców prowadzących politykę w stylu właściwym wcześniej dla wikingów. Swoimi łupieżczymi wyprawami zasłynął na ziemiach polskich i krzyżackich. Jednak był on też pierwszym po królu Mendogu władcą Litwy, który zaczął nawiązywać kontakty handlowe z niektórymi sąsiadami, przede wszystkim z ryskimi mieszczanami. Gdy w 1297 roku wybuchła wojna domowa między zakonem krzyżackim i arcybiskupem Rygi oraz mieszczanami ryskimi, ci ostatni zwrócili się o pomoc do Witenesa. Pomocy udzielono i w 1298 roku wspólnym wysiłkiem pobito wojska zakonu inflanckiego, a w Rydze osadzono litewski garnizon, który pozostał tam do 1313 roku. Tak oto poganie mieli bronić chrześcijan przed innymi chrześcijanami!
Opisane powyżej wydarzenia znane są od dawna. Dopiero jednak niedawno dowiedzieliśmy się, że mniej więcej w tym samym czasie uchodźcy z Inflant osiedlili się w Wilnie. Najnowsze badania archeologiczne ujawniły, że na obecnym placu archikatedralnego w Wilnie w pierwszej ćwierci XIV wieku powstała dzielnica rzemieślnicza. Zamieszkujący ją ludzie zajmowali się m.in. kowalstwem; znaleziono tu również najwcześniejsze przykłady architektury murowanej, której najbliższe odpowiedniki znane są z terenu Inflant. Wszystko więc wskazuje na to, że stamtąd (a przede wszystkim z Rygi) pochodzili ludzie, którzy je postawili. Hipoteza, że u południowozachodniego podnóża Góry Zamkowej w Wilnie osiedlono kolonię niemieckich rzemieślników (może też kupców?), wygląda na bardziej prawdopodobną, niż założenie, że wspomniane nowinki mogły pojawić się w wyniku żmudnych prób miejscowych majstrów. Zapraszanie rzemieślników z zagranicy było normalne we wszystkich ówczesnych krajach Europy Środkowo-Wschodniej. Witenes poszedł przetartą drogą, a przy okazji dał przykład swemu bratu i następcy Giedyminowi.
Znamy siedem listów Giedymina z lat 1322−1323, w których zwracał się on do papieża Jana XXII, dominikanów, franciszkanów, Hanzy i mieszczan różnych miast europejskich. Papieżowi skarżył się na czynione przez Krzyżaków krzywdy i ubolewał, że jest przez to zmuszony tkwić w błędzie swoich przodków. Wszystkim adresatom sugerował, że może przyjąć wiarę chrześcijańską. A wszystko służyć miało ociepleniu wizerunku Litwy i przyciągnięciu do niej nowych wysokokwalifikowanych osadników.
Giedymin zapraszał fachowców praktycznie każdego znanego mu zawodu: od zwykłych rolników po kupców i rycerzy. Spośród rzemieślników szczególnie zależało mu na kowalach, kołodziejach, cieślach, młynarzach, ale też przedstawicielach wszystkich innych rzemiosł. Każdemu obiecywał świetne warunki osadnicze. Deklarował, że osiedleni w Wilnie i innych miastach Niemcy będą mogli korzystać ze znanego im prawa miejskiego ryskiego. A może z czasem znajdzie się lepsze rozwiązanie? Chłopom obiecywał, że przez dziesięć lat będą wolni od danin, a następnie będą oddawać tylko tyle, ile zwykło się płacić w innych państwach. Giedymin zapewniał ich także, że na Litwie będą mieli lepsze plony, niż w swoich krajach. Musiało to brzmieć zachęcająco dla ludzi Zachodu, żyjących w początku XIV wieku w warunkach przeludnienia i gospodarczej stagnacji. Aby potencjalni koloniści nie mieli obaw przed osiedleniem się w pogańskim kraju, Giedymin obiecywał im wolność religijną. Przecież otworzył on swój kraj przed cnotliwymi biskupami, księżmi i zakonnikami, którym dał pełną swobodę wykonywania obowiązków duszpasterskich. Zapewniał, że w Wilnie i Nowogródku zbudował franciszkanom kościoły. Nie zapomniał dodać, że osadnicy będą mieli prawo nie tylko swobodnie przybywać, ale też i opuszczać kraj. W końcu wszystkim obiecywał, że zapewni pokój, o którym chrześcijanie dotąd nawet nie myśleli. Wszystkie te obietnice wieńczył kwiecistym zapewnieniem: prędzej żelazo stanie się woskiem, a woda żelazem, niż odwołamy dane słowo. Całą tę lawinę obietnic można uznać za znakomity litewski projekt piarowy.
Odpowiedź na pytanie o konkretne rezultaty tej akcji osadniczej jest bardzo trudna, gdyż brakuje źródeł, które pozwoliłyby określić, kto przyjął zaproszenie Giedymina i osiedlił się na Litwie. Mimo wszystko z pojedynczych wzmianek wynika, że w jego czasach w Wilnie działali franciszkanie, musieli tu być osiedleni niemieccy kupcy, a samo miasto dla kupców inflanckich stało się jednym z przystanków w drodze Ruś południową i tamtejsze rynki. Jednak równie jasne jest, że plan szerszej i głębszej modernizacji Litwy nie został wprowadzony w życie. Przeszkodą stała się odmowa przyjęcia chrztu przez Giedymina.
Oszukać Zachód – mission impossible
W liście do papieża Giedymin akcentował elementarną sprawiedliwość. Walczy z chrześcijanami nie z powodu wrogości wobec wiary chrześcijańskiej, lecz krzyżackich napaści. Ma takie samo prawo do obrony, jak każdy władca chrześcijański. Jeśli tylko papież mógłby ochronić go przed Krzyżakami, władca Litwy jest gotowy podporządkować mu się jak ojcu, podobnie jak to czynią władcy chrześcijańscy. Innym adresatom swoich listów pisał jeszcze wyraźniej, że jest gotowy przyjąć wiarę. Wszyscy mieli odnieść wrażenie, że Giedymin rzeczywiście jest gotowy przyjąć chrzest i tym samym otworzyć swój naród na wiarę chrześcijańską.
Jednocześnie należy zauważyć także to, że wielki książę tworzył atmosferę niepewności. Pisał np., że z niecierpliwością oczekuje na jak najszybsze przybycie papieskich wysłańców i jego wielki niepokój budzi nie całkiem jasny zwodniczy fałsz. Gdy jesienią 1323 roku przedstawiciele Inflant wprost zapytali Giedymina, czy chce przyjąć chrzest, ten wykręcił się odpowiedzią: nim papiescy wysłańcy, których przybycia co dzień wyglądam, nie dotrą do mnie, Bóg jeden wie, co jest w moim sercu. Taka produktywna niejasność (jakby wyraziłby się były minister finansów Grecji Janis Varufakis) nie przeszkadzała Niemcom z Inflant zawrzeć pokoju z Giedyminem. Przecież po przybyciu legaci papiescy z pewnością postawią kropkę nad i.
Jesienią 1324 roku legaci przybyli do Rygi, ale nie spieszyli się do Wilna. Wysłali swoich posłańców, którzy mieli na miejscu wyjaśnić, jak się sprawy mają. Podstawowe pytanie brzmiało, czy władca naprawdę jest zdecydowany na przyjęcie chrztu. Działający w owym czasie w Wilnie dominikanin Mikołaj doniósł im, że wielki książę zmienił całkiem zdanie i nie zamierza się chrzcić. Dlatego podczas audiencji posłańcy zaczęli najpierw gładko opowiadać o wadze, jaką dla papieża ma sprawa Giedymina, i o pokoju. Władca podziękował im za to serdecznie, a następnie zadał rozbrajająco proste pytanie: czy wiedzą, co było napisane w jego listach. Odpowiedzieli, że była w nich wyrażona chęć przyjęcia wiary w Jezusa Chrystusa i chrztu. Delikatna różnica między wiedzą Giedymina a jego intencją, rzekomo znaną adresatom, dawała księciu szerokie pole manewru. Powiedział wprost, że nie kazał pisać o chrzcie. Wyjaśnienia chrześcijan, że przyjęcie wiary to to samo co chrzest, Giedymin zbył powtarzając, że nie kazał pisać o chrzcie, a o tym, że chce być posłusznym sługą Kościoła i słuchać papieża jak ojca, bo, jako człowiek uprzejmy, każdego starszego od siebie człowieka szanuje jak ojca, równych mu wiekiem jak braci, a młodszych jak synów. W końcu, aby uczestnicy dyskusji mieli zupełną jasność, Giedymin wybuchnął: Jeśli kiedykolwiek myślałem o chrzcie, niech ochrzci mnie diabeł! Kozłem ofiarnym uczyniono miejscowego franciszkanina Bertolda, który, pisząc listy, wypaczył myśl władcy i w ten sposób zmylił cały świat.
Przyjacielska rozmowa z wysłańcami legatów była tylko częścią negocjacji. Chcąc wykonać swoją misję do końca i wyjaśnić prawdziwe przyczyny zmiany nastawienia władcy, ustalili, że inspirowana przez zakon krzyżacki żmudzka opozycja i wrodzy katolickiemu chrztowi prawosławni zadziałali jako potężne lobby, które skłoniło Giedymina do wyrzeczenia się myśli o nawróceniu. Posłańcom udało się nawet dowiedzieć, że już podczas ich pobytu w Wilnie władca przez kilka nocy rzewnie płakał z tego powodu. Współcześni badacze takie wyjaśnienia często uznają za prawdziwe. Moje badania pokazują jednak, że wszystkie te informacje zostały przekazane posłańcom przez osoby ściśle związane z dworem wielkiego księcia. Nie można ich więc uważać za obiektywne. Cel był jasny – chodziło o to, by dowieść, że Giedymin jest niewinny, a przyczyna jego postępowania tkwi w niezależnych od niego okolicznościach.
Trik wileńskiego dworu w dużym stopniu się udał. Niemało ludzi rzeczywiście uwierzyło w to tłumaczenie. Papież z kolei miał swoje powody, by zmusić Krzyżaków do przestrzegania pokoju z Giedyminem aż do 1328 roku. W tym czasie, w roku 1325, Giedymin zdążył zawrzeć sojusz z Władysławem Łokietkiem i wspólnie uderzyć na wroga papieża cesarza Ludwika IV Wittelsbacha. W 1326 roku podczas wspólnej polsko–litewskiej wyprawy na Brandenburgię dzicy wojownicy Giedymina pozostawili po sobie wśród miejscowych mieszkańców niezatarte wspomnienia. Oburzenie na papieża w krajach niemieckich wzrosło, ale to nie był problem Giedymina. Wrócił do swojej brutalnej Realpolitik, podobnie jak zakon krzyżacki, który w 1328 roku wznowił wyprawy na ziemie litewskie.
Darius Baronas
Litewski historyk, pracuje w Litewskim Instytucie Historycznym w Wilnie, znawca średniowiecznych dziejów Litwy.
One thought on “Giedymin. Władca o ludzku łagodny i diabelnie przebiegły”