Andrzej Szwarc
Tytułowe pytanie można sformułować inaczej: czy w dobie powstania styczniowego lub w ogóle w XIX wieku istniały szanse na polsko-rosyjskie porozumienie, częściowe choćby zaspokojenie narodowych aspiracji? Nie ulega wątpliwości, że ówczesna Rosja nie zgodziłaby się na odrodzenie dawnej Polski w granicach z 1772 roku. Utrata terenów dzisiejszej Litwy, Białorusi i większości Ukrainy pozbawiłaby przecież państwo carów statusu mocarstwa, osiągniętego z takim trudem w XVIII wieku.

Utrata zachodnich prowincji imperium zredukowałaby Rosję do rozmiarów dawnego wielkiego księstwa Moskiewskiego, odpychałaby ją od Europy, uniemożliwiła lub utrudniła ekspansję w Azji. ponadto ówczesna rosyjska opinia publiczna głęboko wierzyła, że mieszkańcy ziem białoruskich i ukraińskich są szczepem wielkiego narodu rosyjskiego, który dostał się niegdyś pod polskie panowanie, a następnie podlegał uciskowi religijnemu i ekonomicznemu. Na ustępstwa nie było miejsca.
Zupełnie inny był punkt widzenia większości Polaków. Okolice Wilna, Nowogródka, Mińska czy Żytomierza były dla nich taką samą ojczyzną jak Wielkopolska, Małopolska czy Mazowsze. Nie dostrzegali początków narodowego odrodzenia Ukraińców, Białorusinów czy Litwinów, uznawanych za „lud wiejski”, tyle że mówiący osobnym dialektem. Widzieli tylko polskojęzyczne elity: ziemiaństwo, inteligencję i duchowieństwo.
Mimo wszystko myśl o ugodzie z Rosją nie zawsze była odrzucana. W roku 1815, po klęsce Napoleona i likwidacji Księstwa Warszawskiego, opinia publiczna niemal z entuzjazmem przyjęła cara Aleksandra I, „wskrzesiciela” Królestwa Polskiego. Dopiero później despotyczna samowola, łamanie konstytucji, represje i wszechwładza tajnej policji sprawiły, że odżyły tendencje antyrosyjskie i niepodległościowe, które zwyciężyły ostatecznie po wybuchu powstania listopadowego.
Przegrane powstanie ożywiło i umocniło narodowe stereotypy. W oczach Rosjan Polacy stali się narodem zdrajców, którzy odrzucają wspaniałomyślne ustępstwa, wykraczające nieraz poza granice rosyjskiej racji stanu. Dla Polaków Rosjanie zostali mordercami ojczyzny, wykonawcami brutalnych represji, tępicielami narodowych tradycji. Przywódcy polistopadowej emigracji, zależnie od przekonań, głosili potrzebę walki z Rosją carską lub Rosją jako taką. To samo czynili w kraju członkowie organizacji konspiracyjnych. Tylko nieliczni przedstawiciele ziemiaństwa i arystokracji, jak Wincenty Krasiński, decydowali się nie tyle na ugodę, ile kolaborację. Jednak w rzeczywistości, piastując pozornie wysokie funkcje w Radzie Stanu Królestwa Polskiego czy komisjach rządowych, byli biernymi wykonawcami woli zaborcy.
Narastanie buntu
Od śmierci Mikołaja I w 1855 roku i klęski w wojnie krymskiej imperium weszło w epokę reform i przebudowy. Zelżała cenzura, szykowano się do zniesienia poddaństwa i uwłaszczenia chłopów (co ostatecznie przeprowadzono wiosną 1861 roku), przygotowano reformy administracji, sądownictwa i armii. Zapanowała względna swoboda dyskusji naukowych, literackich i politycznych; do głosu doszli umiarkowani konserwatyści i liberałowie. Wszyscy wiązali nadzieję z młodym cesarzem Aleksandrem II, który ostrożnie wspierał reformatorskie poczynania.
Na ziemiach polskich, zarówno na kresach wschodnich dawnej Rzeczypospolitej, jak i w Królestwie, zmieniło się niewiele. Nowy car wyraźnie zapowiedział, że będzie tu kontynuował politykę swego ojca. Pojawiły się jednak oznaki odwilży. Dawni powstańcy i konspiratorzy zesłani na Syberię uzyskali amnestię; zezwolono na otwarcie akademii Medyko-Chirurgicznej i Towarzystwa Rolniczego, które skupiło większość ziemian. Łatwiej można było wyjeżdżać za granicę.
Alexis de Tocqueville zwrócił uwagę, że despotyczna władza, która decyduje się na reformy i wycofuje z polityki represji, naraża się na skutki społecznego gniewu, uprzednio brutalnie tłumionego. Nawet względna swoboda wypowiedzi umożliwia krytykę i formułowanie żądań idących znacznie dalej, niż chcieliby tego zwolennicy powolnych zmian, związani z dawnym reżimem. Widać to wyraźnie w Warszawie i Królestwie Polskim co najmniej od połowy 1860 roku. Studenci, młodzi inteligenci i wojskowi organizują tajne kółka i manifestacje religijno-patriotyczne, wciągając do nich coraz liczniejszych przedstawicieli innych grup społecznych. Kolejne procesje z narodowymi i kościelnymi chorągwiami organizowane z okazji historycznych rocznic albo pogrzebów znanych patriotów stają się szkołą politycznej aktywizacji.
Gdy 27 lutego 1861 roku w warszawie na pl. Zamkowym i Krakowskim Przedmieściu demonstrowano z okazji 30. rocznicy bitwy pod Grochowem, wojsko rosyjskie oddało salwę do tłumu, zabijając pięć osób. Po raz pierwszy od powstania listopadowego na ulicach stolicy polała się krew. W mieście, a niebawem w całym kraju, zawrzało. Namiestnik Michał Gorczakow ostrzegał cara przed możliwością wybuchu powstania.
Tymczasem w Petersburgu postanowiono odrzucić postulaty formułowane w kręgach ziemiańsko-arystokratycznej elity Królestwa, której przewodził hrabia Andrzej Zamoyski: przyłączenia do królestwa ziem litewsko-ruskich i przywrócenia konstytucji 1815 roku. W Petersburgu uznano to za nierealne. Istotne było też to, że umiarkowani właściciele majątków ziemskich i przedsiębiorstw przemysłowych pozostawali pod naciskiem radykalnych nastrojów ulicy. Jak napisał Stefan Kieniewicz, znajdowali się na rozdrożu między ugodą a rewolucją, obawiając się zarówno miana zdrajców kolaborujących z caratem, jak i ryzykownej drogi ku powstaniu i reformom społecznym, którą wskazywali przywódcy rodzącego się obozu Czerwonych. Szukając po stronie polskiej partnera, który zechciałby firmować politykę niewielkich ustępstw połączonych z surowymi represjami, sięgnięto po Wielopolskiego. Skądinąd i on sam zgłosił chęć współpracy, uznając, że nadszedł jego czas.
Aleksander hrabia Wielopolski margrabia Gonzaga Myszkowski urodził się 13 marca 1803 roku. Był dziedzicem mocno już nadszarpniętej ordynacji, obejmującej żyzne ziemie południowej Kielecczyzny. Od 1813 roku uczył się w ekskluzywnej Akademii Terezjańskiej w wiedniu; następnie studiował prawo i filozofię w warszawie i Getyndze. Podczas powstania listopadowego Rząd Narodowy wysłał go z misją dyplomatyczną do Londynu. Tu przekonał się, że nie sposób liczyć na pomoc Zachodu, który nie ma poważniejszych interesów w Europie Środkowo-Wschodniej i lęka się konfliktu z potężną Rosją. Odtąd stał się konsekwentnym zwolennikiem ugody z imperium Romanowów. Był również rozumnym konserwatystą, dopuszczającym ograniczone reformy społeczne i polityczne, z zachowaniem dominującej pozycji ziemiaństwa.
W roku 1846 opublikował anonimowo (choć niebawem autorstwo stało się publicznie znane) słynny List szlachcica polskiego do księcia Metternicha. Była to deklaracja wierności Romanowom, wypowiedziana w szczególnie dramatycznej chwili: po sprowokowaniu przez Austriaków krwawych rozruchów chłopskich w Galicji, co Wielopolski wypomniał adresatowi listu, austriackiemu kanclerzowi. Margrabia uznał Rosję za mniej bezwzględnego z zaborców; traktował ją też jako ostoję wobec groźby rewolucji społecznej, która była dlań równoznaczna z zagładą polskości. w ugodzie, którą przedstawiał caratowi (przez nikogo zresztą nieupoważniony), warunki kompromisu nie zostały określone. Wielopolski nie domagał się przywrócenia autonomii królestwa polskiego, nie krytykował bezpośrednio wojskowo-policyjnego reżimu ani cenzury. sam był zwolennikiem władzy surowej, ale praworządnej. odwoływał się też, chyba nie do końca szczerze, do słowiańskiej wspólnoty, która łączy Polaków i Rosjan, oraz wyrażał nadzieję, że lojalna postawa polskich poddanych przywróci zaufanie cara. Między wierszami znalazła się wzmianka, że w razie ostatecznej rezygnacji z dążeń niepodległościowych rodaków autora listu czekałaby pomyślna przyszłość. W 1846 roku w Petersburgu ofertę margrabiego pominięto milczeniem. 15 lat później sytuacja była jednak inna.
Władza z łaski cara
Wielopolskiego poparł Gorczakow. W porozumieniu z nim margrabia przedstawił projekt utworzenia w Królestwie Polskim senatu (pochodzącego z mianowania, mającego kompetencje prawodawcze), Rady Stanu i obieralnych rad gubernialnych, powiatowych i miejskich. sądy wojskowe miały być zniesione, powołany zaś sąd najwyższy. W projekcie znalazły się także plany oczynszowania chłopów, równouprawnienia Żydów oraz ponownego otwarcia zlikwidowanego w 1831 roku Uniwersytetu Warszawskiego. Sam margrabia miałby objąć stanowisko ministra i zająć się realizacją reform.
Tak daleko idące zmiany były nie do przyjęcia dla Petersburga. Projekt Wielopolskiego został znacznie okrojony, najpierw przez Gorczakowa, następnie przez rosyjski komitet Ministrów i samego Aleksandra II. Ostatecznie pozostawiono obdarzony znikomymi kompetencjami samorząd prowincjonalny, odrzucając senat. Wielopolski został dyrektorem Komisji Rządowej Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego oraz jednym z członków Rady Administracyjnej. Znalazł się w ogniu sporów między rosyjskimi dygnitarzami – umiarkowanymi liberałami i konserwatystami, zwolennikami wielkomocarstwowego kursu oraz polityki wewnętrznej z pozycji siły. Przystąpił do gry, nie bacząc, że jest izolowany. Rodacy od początku nie mogli mu wybaczyć, że nie konsultował się z nikim, sięgając po władzę z obcego nadania. Skądinąd właśnie ten brak politycznego zaplecza był istotną przyczyną ograniczonego zaufania, które żywiono doń w Petersburgu. Trzeba przyznać, że margrabia niewiele czynił dla uzyskania społecznego poparcia, nawet ziemiańsko-arystokratycznej elity, do której wszak należał. Nie bez racji uznano go za człowieka o wybujałej dumie i arogancji. Nie darowano mu inicjatywy zamknięcia opozycyjnego Towarzystwa Rolniczego. Opinia publiczna jeszcze bardziej miała mu za złe pozostawanie u władzy nawet po niezwykle krwawym stłumieniu kolejnej manifestacji z 8 kwietnia 1861 roku, kiedy to w Warszawie naliczono kilkudziesięciu zabitych i kilkuset rannych.
Skądinąd zarówno ten, jak i następne rosyjskie kroki pacyfikacyjne nie przynosiły skutku. w całym kraju rozwijała się konspiracja, organizowana i rozbudowywana przez rosnący w siłę obóz Czerwonych. Zaczęła się ukazywać tajna prasa. W podziemnej gazetce „Strażnica” zamieszczono następującą opinię na temat margrabiego: podjął tekę ministerialną z bruku krwią jego rodaków oblanego […] patrzył obojętnie, jak w kościołach jego współwyznawców […] mordowano. Wielopolski mścić się może na studentach, hardo przemawiać do ziomków, a płaszczyć przed gnębicielami Ojczyzny i tyranami. Wielopolski – pyszny wobec słabych, niski wobec zwycięzców. Wielopolski, który nie chce niepodległości Polski, lecz na wieki pragnie ją związać z Moskwą.
Reformy i próba pokonania ruchu narodowego
Pozycja margrabiego była chwiejna. Większość rosyjskiej generalicji i niemała część wpływowych polityków nie życzyła sobie żadnych ustępstw w „kwestii polskiej” i żadnych Polaków na najwyższych szczeblach władzy. Należał do nich Aleksander Lüders, pełniący po śmierci Gorczakowa w końcu maja 1861 roku obowiązki namiestnika Królestwa Polskiego. Jego konflikt z Wielopolskim szybko doprowadził do złożenia przez margrabiego urzędu. Jesienią 1861 roku margrabia został wezwany do Petersburga. Trafił na czas wewnętrznych wahań i sporów między zwolennikami orientacji profrancuskiej i propruskiej. Rzeczników surowych metod rządzenia na ziemiach polskich wspierał dyskretnie ambasador Prus w Rosji, późniejszy „żelazny kanclerz” Otto von Bismarck.
Wielopolskiemu udało się przekonać do swoich koncepcji m.in. Dmitrija Błudowa, prezesa Rady Państwa i Komitetu Ministrów. Sprzyjała mu też część nieformalnego stronnictwa słowianofilów, którzy uważali naturalnie, że czołowe miejsce wśród narodów słowiańskich powinni zajmować Rosjanie. Przywódcą odłamu dążącego do polsko-rosyjskiego pojednania był brat cara wielki książę Konstanty Mikołajewicz. Dyskusje trwały przez wiele tygodni. W tym czasie w Warszawie i Królestwie policja i wojsko bezskutecznie starały się zdławić konspiracyjny ruch narodowy. Pomimo wymierzanych na oślep ciosów obóz Czerwonych umacniał pozycję, budując podziemne państwo polskie. Większość urzędników Polaków w tajemnicy współpracowała lub przynajmniej sympatyzowała ze spiskowcami. Krwawe tłumienie manifestacji religijno-patriotycznych, profanacja kościołów i aresztowania duchownych nastawiły przeciwko rosyjskiemu rządowi również większość konserwatystów oraz ludzi politycznie obojętnych, lecz pobożnych.
Aleksander II doszedł do wniosku, że w ramach eksperymentu należy pójść na ustępstwa. Na wniosek Wielopolskiego postanowiono rozdzielić ośrodki decyzji. Namiestnikiem i dowódcą wojsk rosyjskich w Kólestwie został wielki książę Konstanty, naczelnikiem rządu cywilnego – sam Wielopolski. 5 czerwca 1862 roku ogłoszono ukazy carskie o czynszowaniu chłopów, równouprawnieniu Żydów i wychowaniu publicznym. Były to decyzje doniosłe. Zamieniając pańszczyznę na czynsze, margrabia liczył na uspokojenie wsi, z niewielkim zresztą skutkiem, gdyż chłopi coraz powszechniej domagali się nadania im ziemi na własność. Zrównując prawa Żydów z resztą obywateli, można było liczyć na poparcie znacznej grupy mieszczaństwa i burżuazji. Wreszciee reforma szkolnictwa, zwłaszcza otwarcie w listopadzie 1862 roku w Warszawie uniwersytetu pod nazwą Szkoła Główna, umożliwiała kształcenie rodzimej inteligencji. Mogła ona liczyć na posady urzędnicze w zreformowanej administracji. Istotnym posunięciem było chwilowe ukrócenie samowoli rosyjskich dowódców wojskowych.
Wszystko to wzbudziło obawy przywódców obozu Czerwonych, którzy kompromis uważali za zdradę i parli do powstania. Teraz stanęła przed nimi realna groźba, że przedstawiciele elit społecznych przejdą na stronę ugodowców. Niektórzy radykalni Czerwoni postanowili użyć siły. 3 lipca 1862 roku czeladnik krawiecki Ludwik Jaroszyński strzelał do wielkiego księcia Konstantego. Brat cesarza wyszedł z zamachu prawie bez szwanku. 7 sierpnia Aleksander Ryll próbował zastrzelić margrabiego, ale chybił. Osiem dni później inny młody czeladnik Jan Rzońca zranił go lekko sztyletem. Odtąd wielopolski prawie nie opuszczał Pałacu Brühla, który był jego rezydencją. Podobno nawet tam usiłowano go zgładzić. Zamachowcy po krótkim postępowaniu sądowym zostali skazani na śmierć, a ich pamięci poświęcono okolicznościowe wiersze. O Wielopolskim śpiewano natomiast na warszawskich podwórkach, trawestując Psalm 91 w przekładzie Jana Kochanowskiego:
Kto się w opiekę odda margrabiemu
I całym sercem szczerze ufa jemu
Śmiele rzec może – mam obrońcę cara
Nie przyjdzie na mnie żadna polska mara.
W tej atmosferze wielopolskiego poparli tylko nieliczni ziemianie, arystokraci, bankierzy i inne wpływowe osobistości. Większość, jeśli nie odrzucała ugody z przekonania, lękała się spiskowców skupionych już wówczas pod rozkazami Komitetu Centralnego Narodowego lub czekała na dalszy rozwój wypadków.
W połowie września 1862 roku Wielopolski wpadł na pomysł przeprowadzenia nadzwyczajnego poboru do wojska, tzw. branki. Miała być zorganizowana na podstawie specjalnych list, obejmujących głównie młodzież miejską, w znacznej części zaangażowaną w konspirację. W warszawie sporządzano je w ścisłej tajemnicy, w kilkuosobowym gronie, z udziałem syna margrabiego Zygmunta. Poufne miały być zresztą wyłącznie nazwiska osób wyznaczonych do odbycia wieloletniej, ciężkiej służby wojskowej w głębi Rosji, bowiem margrabia nie ukrywał swych celów. Mawiał podobno: wrzód zebrał i rozciąć go należy. Powstanie stłumię w ciągu tygodnia i wtedy będę mógł rządzić.
Komitet Centralny narodowy nie miał innego wyjścia niż ogłoszenie wybuchu powstania w momencie branki, jeśli nie chciał likwidacji tajnego ruchu narodowego. Walka, rozpoczęta przedwcześnie, nie zakończyła się jednak po tygodniu, lecz po kilkunastu miesiącach.
Próba bilansu
Wybuch i trwanie powstania były początkiem końca kariery Wielopolskiego. Jego rosyjscy mocodawcy szybko się zorientowali, że margrabia nie ma poparcia rodaków. Wiosną 1863 roku Biali przyłączyli się do walki. Sympatycy wielopolskiego z Rady Stanu i rad powiatowych podali się do dymisji. Urzędnicy zawdzięczający mu stanowiska na ogół współpracowali z ruchem narodowym. 9 czerwca 1863 roku kilku przekazało powstańczemu kierownictwu zawartość kasy głównej Królestwa Polskiego. Na wieść o tym margrabia dostał podobno lekkiego ataku apopleksji. W Rosji mnożyły się ataki nacjonalistów i konserwatystów na względnie liberalny system rządów w królestwie. Samego wielopolskiego porównywano z Konradem Wallenrodem i oskarżano o dwulicowość lub przynajmniej nieudolność. Nie oszczędzano też wspierającego go (do czasu) wielkiego księcia Konstantego.
W drugiej połowie czerwca załamany i chory margrabia poprosił o urlop, który przekształcił się w trwałą dymisję. We wrześniu ustąpił również konstanty, którego miejsce zajął hrabia Fiodor Berg, stosujący najostrzejsze formy zwalczania powstania: odpowiedzialność zbiorową, karanie śmiercią bez sądu, tortury podczas śledztw (choć oszczędzano przy tym szlachtę, stosując wobec jej przedstawicieli presję psychiczną). Dopiero te metody złamały determinację powstańców, jednak walki tliły się do wiosny 1864 roku; pojedyncze starcia oddziałów partyzanckich z Rosjanami zdarzały się jeszcze po straceniu Romualda Traugutta.
Ugodowy „system Wielopolskiego” poniósł klęskę. Trzeba jednak pamiętać, że w 1863 roku przegrały też inne nurty polskiej myśli politycznej: powstańczy i organicznikowski. Kluczowym zagadnieniem przy analizie szans margrabiego jest jednak stosunek do niego Petersburga. W kołach rządzących Rosją traktowano go co najwyżej jako narzędzie, które powinno posłużyć do uspokojenia Polaków stosunkowo niewielkim kosztem. Potwierdza to korespondencja namiestników królestwa polskiego z carem.
Czy gdyby Wielopolski zapobiegł powstaniu styczniowemu, oznaczałoby to utrwalenie reform i umocnienie jego pozycji? Chyba jednak nie. Gdyby przestał istnieć polski ruch narodowy, przestałaby istnieć racja, dla której Rosja sięgnęła – i tak niechętnie – po ugodę i margrabiego. Wzrost tendencji nacjonalistycznych i centralistycznych (związany częściowo, ale nie wyłącznie, z „polskim buntem”) nie wróżył niczego dobrego. W latach osiemdziesiątych zniesiono elementy samorządu guberni bałtyckich. Na początku XX wieku przyszła kolej na przekreślenie autonomii Finlandii, mimo że Finowie nie myśleli nawet o antyrosyjskich powstaniach. Rusyfikacja dotknęła nie tylko Polaków, ale wszystkie narodowości zamieszkujące imperium Romanowów.
Chyba najważniejszym zarzutem przeciwko margrabiemu jest ignorowanie przezeń poglądów i postaw większości rodaków. Istotnie, wyłamał się z frontu narodowej solidarności, co więcej – demonstracyjnie lekceważył opinię publiczną i nie starał się o pozyskanie jej sympatii. Wystawił tym sobie jako politykowi złe świadectwo. Choć zarówno on sam, jak i jego ówcześni i późniejsi zwolennicy określali jego koncepcje mianem realizmu politycznego, zapominali, że zbiorowa świadomość jest tak samo realna jak siła wojskowa i że należy ją brać pod uwagę w najbardziej trzeźwych politycznych kalkulacjach.
Andrzej Szwarc, historyk, pracuje w Instytucie Historycznym Uniwersytetu Warszawskiego, zajmuje się dziejami politycznymi społecznymi XIX wieku